Przepiękna, prawdziwa, kipiąca emocjami powieść o
tym, jak los rozdaje karty – na oślep i niesprawiedliwie – jednych obdarzając
szczęściem, innych – rozpaczą…
Pewnego
dnia mama Kasi i Teresy oznajmia, że wyjeżdża o Karpacza, decydując się na pracę
w domu opieki. Pierwsza właśnie obroniła pracę licencjacką, druga jest
szczęśliwą żoną… ale obu trudno pogodzić się z taką decyzją, tym bardziej, że
ojciec osierocił je w dzieciństwie i nie
chcą czuć się samotne… Dla kobiety jest to jednak pewnego rodzaju ucieczka
przed odpowiedzialnością i sposób na odkupienie win.
Beata – matka dziewczyn – nie daje się jednak
przekonać do zmiany decyzji. Uważa, że musi zapłacić cenę za głupotę, naiwność,
popełnione błędy. Córki długo nie mogą
zrozumieć, co takiego się stało, że mądra, wykształcona, elokwentna kobieta
zamieniła się w zaniedbaną, zaszczutą, zmęczoną osobę. Na dodatek zupełnie
zablokowała kontakty z córkami.
Dopiero po długich
poszukiwaniach, upartym dociekaniu prawdy okazało się, że matka padła ofiarą
manipulacji, a ich ojciec jednak żyje! Niestety czasami okrucieństwo,
bezmyślność, brudna polityka pozostają bezkarne, a cenę za bezwzględność i arogancję
niektórych ponoszą niewinni…
Beata w końcu wyznaje
prawdę córkom i ten gest przynosi ulgę i ukojenie. Czasami pozbycie się tak
ciężkiego balastu sprawia, że powiew nadziei jest znowu możliwy…
Tymczasem samotna, honorowa,
pełna zadziornej dumy Tereska spotyka na swojej drodze przystojnego Bruna.
Początkowo zupełnie nie jest im po drodze, ciągle się spierają i kontrują – ale
„kto się lubi, ten się czubi…”
Powieść, pomimo tego, że
porusza trudne tematy – bezdomności, alkoholizmu, wykluczenia społecznego,
bezsilności, przemocy – czyta się niezwykle lekko, co świadczy o niesamowitym talencie
autorki. Konsekwentnie będę też podkreślać, że większa czcionka bardzo zwiększa
komfort czytania, i jest to zaleta naprawdę godna uwagi.