Historia
wielkiej miłości, która rodzi się w okrutnych czasach i budzi tak duże emocje,
że właściwie nie można jej odłożyć. Głęboko zapada w pamięć, uczy pokory i
docenienia tego, co mamy…
Astrid
Rosenthal poznajemy w lipcu 1941 roku w Łomży, w momencie kiedy represje wobec Żydów
w zastraszającym tempie się nasilają. Dziewczyna buntuje się, nie chce nosić
naszytej gwiazdy Dawida na piersiach i plecach, wstydzi się takiego oznaczania.
A to tylko początek zmian, warunki życia jej rodziny, sąsiadów nieustannie się
pogarszają, ludzie znikają, spokój, stabilizacja pozostają jedynie
wspomnieniem. Rodzice w akcie rozpaczy decydują się na zorganizowanie córce
ucieczki z getta, przekonują ją koniecznością znalezienia w stolicy mieszkania,
w którym mogliby się wszyscy ukryć. Astrid wyrusza w ryzykowną podróż tak,
jakby szła na niedzielny spacer, zabiera ze sobą jedynie trochę pieniędzy i
„Cierpienia młodego Wertera” w oryginale, które otrzymała w prezencie z okazji
osiemnastych urodzin.
Tuż
po dotarciu do Warszawy na jej drodze staje przystojny oficer SS, z którym
zaczyna rozmawiać, udając pewność siebie, próbując wyglądać naturalnie i
swobodnie. Ta zrodzona z przypadku chwila okazuje się brzemienną w skutki – porywcze
serce od pokoleń było cechą dziedziczną u Rosenthalów, więc i teraz Astrid
obdarza gorącym uczuciem mężczyznę, który okazał jej zainteresowanie i
potraktował z szacunkiem. Zafascynowani sobą od początku, nie mogą przestać rozmawiać
o literaturze, muzyce, teatrze. Spotkaniu towarzyszy zarówno przerażenie, jak i
przyjemne uniesienie, nie kończy się ono jednak szczęśliwie...
Próbuję
wyobrazić sobie mężczyznę, który pomimo niemieckiego munduru był w stanie tak
oczarować kobietę. Ogromne znaczenie z
pewnością odegrał tu młody wiek Astrid, jej fascynacja romansami, literackim
światem. Dziewczyna nie może zapomnieć o Walterze, a ma przecież świadomość
tego, co ich dzieli. Część jej duszy jest bardzo ciekawa mężczyzny, ale rozsądek ciągle przypomina o
niebezpieczeństwie, decyduje się więc na kontakt jedynie w formie listów i to
pisanych jednostronnie, bo przez nią…
Powieść
jest piękną lekcją historii. Opowiedzianą z perspektywy niezwykłej kobiety – o
wyjątkowej wyobraźni, wrażliwej duszy, fascynującej urodzie. Nie zdradzę jej
losów, jednak muszę wspomnieć o tym, że w życiu liczy się szczęście, edukacja,
dobrzy ludzie, których spotykamy na swej drodze, ale przede wszystkim ogromna
wewnętrzna siła, jaką buduje w nas miłość rodziców.
Autorka
niezwykle subtelnie prowadzi nas przez wojenną zawieruchę. Opisuje tę straszną
rzeczywistość w tak wyjątkowy sposób, że pozwala oswajać przerażające fakty,
okrucieństwo, niezmierzone tragedie. Jednocześnie jej powieści niosą nadzieję i
udowadniają, że świat nigdy nie jest bezwzględnie zły, nawet w najgorszych
czasach.