Cudowna powieść!
Przypominająca o tym, że okrucieństwa wojny nigdy nie kończą się wraz z jej
zakończeniem. Straszne doświadczenia długo są wciąż żywe, a rany trudno się
goją. Autorka przybliża nam los przesiedleńców, ich bezsilność, rozpacz,
strach… Czy możliwe było oswojenie nowej polsko-radziecko-niemieckiej
rzeczywistości? Czy nadzieja na zbudowanie nowego życia, i powrót normalności
miała szansę się ziścić?
Losy trójki głównych
bohaterów - Lidii, Szczepana i Janka splatają się w Nowej Soli, niewielkiej
miejscowości niedaleko Zielonej Góry. W tym poniemieckim miasteczku próbują
odzyskać równowagę po gehennie II wojny światowej. Oderwani od korzeni,
szaleńczo tęskniący za bliskimi i dawnym życiem wikłają się w trudne relacje i
nierozwiązywalne konflikty.
Lidia jest córką
sławnego profesora muzyki z Drohobycza, panną z dobrego domu. Wojna
przekreśliła jej marzenia o studiach, Sowieci wyrzucili całą rodzinę z domu. Po
ekstremalnie nieludzkiej podróży, osiada w nowym miejscu, podejmuje pracę w
szpitalu – niestety rosyjskim. Bardzo pomaga jej Szczepan Andryszek, który od
pierwszego spotkania czuje słabość do dziewczyny… A ma on wyjątkowe możliwości,
ponieważ jako przedstawiciel Ministerstwa Ziem Odzyskanych obejmuje w miasteczku
funkcję kierownika Urzędu Repatriacyjnego. Jest pełen dobrych chęci, werwy i
zapału do pracy, ma świadomość metod pracy i represji stosowanych przez nową
władzę, ale ma też ogromne marzenie, więc godzi się z tym, czego zmienić nie
jest w stanie. Lidia, chcąc zapomnieć o strachu i samotności, marzy o banalnych
, przyziemnych rzeczach – jedzeniu, domu, stabilizacji, dlatego godzi się na
romans z Andryszkiem. Jednak jej myśli zajmuje ktoś inny – zrozpaczony,
zapalczywy Janek, którym opiekuje się w szpitalu jako pielęgniarka. Przyciąga ją do niego jakaś irracjonalna
siła, nieokiełznana magia, a siła tej burzy zmysłów wręcz ją przeraża…
Jest to powieść o
prawdziwym życiu, z bardzo realnymi problemami. Czasami jedna decyzja, podjęta
pod wpływem chwili, zaważa na całej przyszłości. Nie można cofnąć czasu, trzeba
dostosować się do zaistniałych warunków i próbować pogodzić z losem,
jednocześnie usiłując żyć jak najlepiej. O czym jeszcze? O miłości bez
wzajemności, zazdrości, desperacji, bezsilności wobec powojennych reperkusji…
Nie mogłam się od niej
oderwać, a emocje wręcz we mnie kipiały – ogarniała mnie złość na panoszenie
się czerwonoarmistów, na przypisywanie sobie przez nich zwycięstwa nad
hitlerowcami, wypełniała mnie bezsilna rozpacz, kiedy wyobraziłam sobie, co
przeżywali ludzie ograbieni z dobytku, pozbawieni dorobku, panicznie przerażeni
mordami, gwałtami, udręczeni głodem… Ale wszystko ma swój czas, więc nadszedł
też moment delikatnej nadziei i optymistycznego przekonania, że można zbudować
świat na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz