Ileż pasji i emocji w
tej powieści! Cóż z tego, że akcja toczy się w latach pięćdziesiątych, skoro
poruszone w niej problemy są tak aktualne? Czuję przejmujący smutek z powodu
krzywd, jakich doznaje główna bohaterka, bezsilną gorycz, która przychodzi wraz
z przypomnieniem okrucieństw dokonanych przez nazistów i Sowietów w Polsce oraz
gniew obudzony przemocą, szykanami i mobbingiem wobec kobiet.
Tytułowa aktoreczka to
Lauren Evans, hollywoodzka gwiazda, którą kocha cała Ameryka. Pozornie jej
życie wydaje się być usłane różami, lekkie, wygodne, składające się z samych
przyjemności…. Ma ona jednak swoje tajemnice, przede wszystkim starannie ukrywa
prawdziwą tożsamość. Pewnego dnia, zupełnie nieprzypadkowo, na jej drodze staje
Konrad Rogowski, fotograf i mechanik, emigrant z Polski. Jego priorytetowym celem
staje się zbliżenie do tej niezwykłej, bardzo popularnej, budzącej wręcz
niezdrową fascynację kobiety. Co może łączyć byłego żołnierza AK z piękną aktorką
u szczytu sławy? Wprawdzie oboje szukają spokoju, stabilizacji i bezpieczeństwa,
próbując odnaleźć się w tętniącym gwarem, hałaśliwym, wielokulturowym Nowym
Jorku… ale to znaczy bardzo niewiele, ponieważ tego pragnie każdy człowiek.
Konrad ucieka z Polski
w poszukiwaniu lepszego życia i spełnienia bardzo ważnego marzenia, a właściwie
odnalezienia sprawiedliwości. Nie tylko uparcie zabiega o opublikowanie zdjęć
wykonanych w czasie wojny, obrazujących bestialstwo wobec ludności cywilnej,
pragnie również odnaleźć oficera SS odpowiedzialnego za śmierć jego żony. Pięć
lat po wojnie nadal nie może pogodzić się z tym, że politycy, w imię kruchego
pokoju, nie chcą uczciwie rozliczyć zbrodniarzy z ich okrucieństw.
Tytuł, będący zdrobnieniem,
ma tutaj duże znaczenie. Wyraża negatywny, wręcz pogardliwy i lekceważący
stosunek wielu osób do tego zawodu i
kobiet w ogóle. Główna bohaterka jest postrzegana jako zmanierowana damulka,
rozkapryszona i pusta lalka. Prawie nikt się nie zastanawia jak jest naprawdę, przyjmując
za pewnik pewną pozę i odgrywaną rolę - nie tylko na ekranie… a przecież każdy kocha,
cierpi, nienawidzi, ma nadzieję lub tonie w rozpaczy… Lauren jest bardzo bliska
mojemu wyobrażeniu o Marilyn Monroe, jej życie wydaje mi się równie pogmatwane
i pełne zaskakujących zwrotów.
Polecam tę porywającą
powieść – pełną dramatycznych wyborów, szczerych emocji, gorzkich refleksji o
ludzkiej naturze i historii, ale budzącą nadzieję na to, że zawsze może być
lepiej i na to, że nawet szalona miłość może mieć szczęśliwe zakończenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz